Prosię to kiedyś nieodzowna ozdoba wielkanocnego stołu. Polecano na tę potrawę prosięta bardo młode, takie, które „jeszcze same nie jadły”, a ssały tylko mleko matki. Zakłuwano prosię trafiając ostrym nożem w lewą łopatkę, w serce i natychmiast spuszczano krew do rondla z octem, wykorzystując ją potem na czerninę. Zabite prosię zalewano wrzątkiem natychmiast wyskubywano włosy, a następnie oczyszczano (golono) ostrym nożem. Oczyszczoną tuszkę opalano nad ogniem, szczególnie uszy, aby nie pozostał na niej żaden włosek. Następnie należało prosię zalać zimną wodą i zostawić na godzinę, żeby stężało. Po godzinie moczenia prosię patroszono, myto i nacierano mocno i dokładnie solą. Zostawiano na 2-3 godziny. Po nadzianiu tuszki i zaszyciu należy ułożyć ją na wysmarowanej tłuszczem blasze, brzuchem w dół.