Dajmy na to taka sytuacje, całkiem wakacyjną. Dwoje młodych, załóżmy roześmianych ludzi spaceruje po krakowskim rynku.
Tu obwarzanki, lody włoskie, amerykańskie, fantazyjne, dania rodem z dzikiego zachodu, jadło polskie, pierogi ruskie, ale jakoś nie to ich nęci. Czegoś innego szukają, choć pewnie w tej chwili, wczesnym popołudniem ich plany nie są sprecyzowane.
Jacy oni są, jak wyglądają, to chyba nie jest tak istotne.
Sytuacja wakacyjna rozwija się szybko. Para nagle znika nam z oczu, lecz już po chwili dostrzegamy ich roześmianych jak idą ulicą Floriańską, by wejść, czego jeszcze nie wiedzą do miejsca, które będą długo wspominać z przyjemnością.
Miejsce nazywa się „Jakoś”, z Włochami w tle by nie robić krypto reklamy. On patrzy niechętnie w menu. Ona patrzy zaś chętnie, za dwoje (co najmniej) . On nie zje tego, tego i tego, jej problem jest odmienny, na wszystko miałaby ochotę. Sympatyczny (taka specyfika tego narodu) Włoch odbiera od nich zamówienie. Ona zamawia tagiatelle funghi, bo nowy smak, bo lubi pieczarki, sosy śmietanowe i dużo zielonej pietruszki, on zachowawczo makaron z sosem napoli.
Siedzą, rozmawiają, ona bawi się zapalniczką (choć pewnie nie powinnam o tym wspominać). Ciemnowłosa kelnerka przynosi ich talerze. Karminowo czerwony sos spływa po długim jak nić Ariadny makaronie, pomidorki koktajlowe przecięte dokładnie na pół błyszczą delikatnie w sierpniowym słońcu, on nabiera na widelec niewielka ilość przysmaku, ona czuje nieznaczne ukłucie zazdrości. Gdyby nie to, ze on nie lubi śmietany, nie lubi pietruszki… Pada z jej ust nieśmiała propozycja zamiany. Nic zobowiązującego, po prostu ten sos wygląda tak zachęcająco, on przecież lubi pieczarki, mógłby spróbować nim zdecyduje się na zamianę..
Strzał w dziesiątkę, kobieca intuicja, możecie to nazwać jak tylko chcecie. Są ze sobą już jakiś czas znają się jednak dobrze. Mimo jego niechęci do sosów śmietanowych i pietruszki, nie jadł nigdy smaczniejszego dania.
Kolejnego dnia rozpadało się okrutnie, lecz to nie przeszkadzało im by być tam znowu. I jeszcze po raz kolejny.
Teraz kiedy są już kilkaset kilometrów dalej z wielką przyjemnością wspominają włoską restauracyjkę na ulicy floriańskiej. Podobno to takie małe rzeczy nadają życiu smak.
Przepis nadesłany na konkurs „Wspomnienie lata” Jacqueline